Po latach wierności V8 i V12, w końcu doczekaliśmy się pierwszego Ferrari z silnikiem V6. Do tego niewielkim, i to w hybrydzie. Komuś to może się to nie podobać. Ale tego kogoś nie usłyszymy, bo cały napęd jest pieruńsko głośny i generuje całe 830 KM. Idzie nowe.
Przy opisie nowego samochodu zwykle zaczyna się od tego jak wygląda nadwozie czy kabina. Ale to nie to jest wbrew pozorom najciekawsze w przypadku nowej berlinetty Ferrari. Z zewnątrz wygląda prosto i schludnie, ma fajne nawiązanie do modelu 250 LM z roku 1963 w postaci wlotu powietrza na tylnym nadkolu. W środku wygląda jak każde nowe Ferrari, zresztą większość elementów jest tych samych co w ostatnio prezentowanych modelach Roma i SF90 Stradale. Ok, odhaczone.
Więcej należy napisać o silniku. Nowe normy emisji spalin nie oszczędzają nikogo i zmuszają do podejmowania bezprecedensowych decyzji nawet Ferrari. Włosi podjęli decyzję o wprowadzeniu drugiego plug-ina do swojej gamy.
Nowe coupe nie zastępuje bezpośrednio żadnego modelu pokroju F8 Tributo. Jest zresztą od niego i mocniejsze, i droższe. Nie jest to więc nowy model bazowy, jak twierdziło wiele plotek. Nie sprawdziły się zresztą też te plotki, które mówiły, że auto to będzie się nazywało Dino (tak jak jedyny model drogowy z Maranello, który miał silnik V6 – dlatego w latach 60. nie zasługiwał na znaczek Ferrari…).
Twórcy 296 GTB przekonują, że zastosowanie nowego silnika V6 o pojemności 2,9 litra dało wiele korzyści. Po pierwsze, pozwoliło utrzymać przyzwoitą jak na plug-ina wagę 1470 kg. To tyle, ile waży produkowany kilka lat temu model 488 GTB z benzynowym V8. Po drugie, kompaktowe wymiary jednostki pozwoliły skrócić rozstaw osi o 5 cm, co podobno przyniosło świetne rezultaty jeśli chodzi o zwinność i szybkość reakcji układu kierowniczego. Po trzecie, mniejszy silnik pozwolił zastosować też mniejsze turbo, przez co równie błyskawicznie ma reagować pedał gazu.
W końcu, co najważniejsze, układ plug-in otworzył Ferrari na zupełnie nowy, abstrakcyjny poziom osiągów. Po tysiąckonnym SF90 Stradale, 296 GTB oddaje kierowcom do dyspozycji niewiele mniej, bo aż 830 KM. I, co ciekawe, tym razem przekazuje tę moc na samą tylną oś. I co chyba jeszcze ciekawsze, ma to być jednak model łatwiejszy w prowadzeniu i bardziej nastawiony na fun niż czyste osiągi, jak to było przy SF90.
A osiągi i tak są miażdżące. Przyspieszenie do 100 km/h to godne aut elektrycznych z napędem na cztery koła 2,9 sekundy. W obecnych czasach supersamochody notują przewagę dopiero przy wyższych prędkościach i to widać przy wyniku do 200 km/h, który wynosi w tym przypadku 7,4 sekundy. Prędkość maksymalna jest dyplomatycznie ustalona na "ponad 330 km/h".
A co z elektryczną częścią napędu? Ta jest dość symboliczna. Tworzy ją tylko jeden silnik elektryczny (o nadal sporej mocy 167 KM) i akumulator o pojemności tylko 7,45 kWh. Na samym prądzie 296 GTB przejdzie więc nie więcej niż około 25 km. Na samym V6 nie pojedzie w ogóle, bo zawsze wspomaga go napęd elektryczny. Ale jeśli już V6 działa, to brzmi naprawdę godnie. Nie jesteś przekonany do takiego silnika w Ferrari? Jeszcze za nim zatęsknisz, bo pierwszy elektryczny model marki pojawi się już w roku 2025.